niedziela, 24 sierpnia 2014

..podróż za jeden uśmiech

Hm, myślałem, że to tylko ja tak mam. A tu prosz, na fejsie jeden ze znajomych-obserwowanych napisał, iż wielu jego znajomych z Podlasia zwiedziło kawał Europy, świata, za to na wschód.. ni hu hu. Pomimo jakichś projektów pt. Druskienniki, Wilno - też ten kierunek jest dla mnie terra incognita.. Można by się zastanowić tutaj - kompleksy? urazy? Tak jak bodajże Litwini, spotkani w `93 w Monachium, którzy to absolutnie rosyjskiego nie znali.. W moim wieku.. Musieli znać, ale.. Wiadomo co. Tylko że te graniczne kraje.. Na Białoruś? Nie, dziękuję. Ukraina? Wcześniej - czemu nie, teraz.. Najciekawszy kierunek to chyba Łotwa i Estonia (daruję sobie żart o jechaniu jużtywieszgdzie, bez wymiany waluty zresztą).

Na razie przedsmak - estońska buteleczka, całkiem solidnego, aromatycznego, pienistego piwa. Trochę żal, że przy tak fajnym, wyraźnym aromacie - zostawała na języku przede wszystkim gorycz i jakoś tak pusto. Ale warte polecenia piwo to jest!




czwartek, 21 sierpnia 2014

..thrash or be thrashed

Wyjścia są dwa. Albo moja totalna niewiedza - i nie chodzi tylko o teorię i praktykę warzenia piwa, ale też, że hoho, moje kubki smakowe odmówiły mi posłuszeństwa. Albo.. zepsułem piwo! :( A okoliczności ku temu trochę było. Zakup w jeden z bardziej upalnych dni lata. Transport pieszkom. W upale. Przechowywanie przez dzień, dwa w pokoju, poza lodówką. I w końcu piwnica. Niezbyt chłodna, letnia raczej..
Co wywołuje mój niepokój.. Porównuję, sprawdzam opinie na piwnych blogach i dopiero na trzecim znalazłem informację o kwaskowatości rzeczonego piwa. Wcześniej przeczytałem, że słody wyraźnie czuć /hmm, wcale../ oraz nawet padło hasło, że lekko słodkie jest. Otóż nie. Moje piwo było kwaskowate, by nie rzec... A trudno, rzeknę: kwaśne. I to od odkapslowania. Wtedy już mój nos zwiastował jakieś dziwne historyje. Łyk po łyku utwierdzał nos w słuszności. Sam nie wiem, co tu myśleć.. Może drugie podejście potrzebne jest, nie chce mi się o niepijalności tego piwa pisać. A szkoda, bo i kolor ładny, i piana solidna, długotrwała. I styl oryginalny.

Zasłyszane:
Niania śpiewa Kubie piosenkę o krasnoludkach. Trzech. A jeden z nich miał żonę.
- Gdzie? Gdzie? - dopytuje Kuba :D
Po odśpiewaniu dłuższego fragmentu, niania już mówi:
- Widzisz, Kuba? Nie żeń się.
- Nie? Nie? Dobzie!!!




czwartek, 14 sierpnia 2014

..w trójnasób

No dobra. W sumie - to przez długi czas swego życia - piwa nie piłem. Z różnych powodów. Trzeźwościowych: w sumie słabo to nagłośniane było, jak służby za komuny walczyły np. z Krucjatą Wyzwolenia Człowieka. Ruch trzeźwościowy, abstynencki niebezpiecznym przeciwnikiem był.. W końcu - rozpijanie długą tradycję miało. A wiadomo, że łatwiej wtedy dzielić i rządzić. Inny powód: próba zakolegowania ze straight edge. No słabo to wyszło, ale zawsze można rzec, że człowiek próbował ;) A któryś z panów z Agnostic Front też kiedyś powiedział, że jest sXe, ale nie radykalnym, piwko czasem wypije. Faktem jednak jest, że gdy już ten alkohol się pojawił, to głównym spożywanym płynem był.. gin z tonikiem :D Dłuuugi czas. Piwo - to czasy bardziej studenckie. No i wódka. I w końcu wciąż trwający uraz do tejże, gdy w trakcie pięknej akademikowej imprezy - apetycznie schłodzona butelka czystej została zabarwiona jakimś zielskiem (nie, nie tym). Zabawa trwała, to chyba wtedy udawałem, że okulary w kiblu zgubiłem, Shandy jako pierwszy rzucił się, by ich poszukać.. A rano. Zgon. Długotrwały zgon. Parę dni na wodzie, z tego co pamiętam. A z Shandym - butelkę czystej we dwóch piliśmy kiedyś i zero problemów. Tak jak z winem, spożytym z kolei wczesnym rankiem. Skowronkowo było później, ale do dzisiaj.. Hm, zazdroszczę, gdy ktoś TE wszystkie aromaty, smaki i niuanse w winie wyczuwa - których ja za cholerę nie czuję. Bratnia impreza, na wsi u znajomych, gdzie było musujące, wóda, koniaki.. I nic. Bo jedzenie łagodziło stres.. W sumie jednak - pozostało piwo. Byle nie porter. Hm, piwo, które - trzeba się przyznać - piłem jako dziecko. 4? 5? letnie..? Na dwa sposoby. To znaczy: albo z solą.. Albo z cukrem. Te z solą to dlatego, że pięknie szumiało. Co prawda kolejny ruch szklaneczką z piwem wykonywany był nad zlewem, bo trudno to było wypić. Chociaż posolone piwo - gardła nie przeziębi (urban legend..??). Sposób drugi: łyżka, a nawet dwie, cukru. No. To miało smaczek... ;)
Dlaczego teraz? Bo przy tej butelce dokładnie mi się to przypomniało. Tak, spoko, jest fajny, pociągający aromat. Świetnie cytrusowy.. Zresztą, skoro w składzie jest i skórka pomarańczy, i kolendra.. Ładny, głęboki kolor. Piana. Jest pierwsze, miłe wrażenie. Świeżości, lekkiej goryczki.. I raptem! bach. Na języku zostaje... Słodycz! Dużo słodyczy. Tak jak w tej szklance z dzieciństwa, gdzie nierozpuszczone kryształki cukru - zalegały na dnie. Niby fajnie, ale jednak.. Męczące.




środa, 13 sierpnia 2014

..świeży konkret

Nooo, w przypadku takich piw - to aż chce mi się jakąś konkretną punktację i hierarchię ustalić. Jest świetnie. Smak, aromat - perfecto. Jest egzotycznie, aromatycznie, cytrusowo. Gorzko. Można by tu o jakimś punkcie odniesienia po prostu mówić.
A punktacja szłaby jakoś tak ;) Miażdży na dzień dobry <  Konkret, konkret, konkret < Wyrywa z butów.

Z tym `Miażdży..` to chodzi o to, że są piwa, które zaczynają się super, ale z każdym łykiem.. Robi się niepokojąco ;)




wtorek, 5 sierpnia 2014

..kruszone knedliczki

Miesiąc trzeźwości - to zobowiązuje. No i wyśmienita pora, by nadrobić zaległości.
To chyba jedno z pierwszych czeskich piw, jakie piłem. W Pradze na szczęście. Czyli u źródeł. rok 2000 i swego rodzaju podróż poślubna, o której dużo można by było rzec - jeden z fajniejszych wyjazdów. W sumie tak się zastanawiam - człowiek chyba słabo internetowy wtedy był, ale Krusovice, Staropramen, Radegast - już się gdzieś przewijały.

A samo piwo. Można by rzec, przez pamięć na stare dzieje ;) że klasyka. Znaczy to dużo i mało jednocześnie. Po prostu: jasne, z pianką, pijalne.