czwartek, 21 sierpnia 2014

..thrash or be thrashed

Wyjścia są dwa. Albo moja totalna niewiedza - i nie chodzi tylko o teorię i praktykę warzenia piwa, ale też, że hoho, moje kubki smakowe odmówiły mi posłuszeństwa. Albo.. zepsułem piwo! :( A okoliczności ku temu trochę było. Zakup w jeden z bardziej upalnych dni lata. Transport pieszkom. W upale. Przechowywanie przez dzień, dwa w pokoju, poza lodówką. I w końcu piwnica. Niezbyt chłodna, letnia raczej..
Co wywołuje mój niepokój.. Porównuję, sprawdzam opinie na piwnych blogach i dopiero na trzecim znalazłem informację o kwaskowatości rzeczonego piwa. Wcześniej przeczytałem, że słody wyraźnie czuć /hmm, wcale../ oraz nawet padło hasło, że lekko słodkie jest. Otóż nie. Moje piwo było kwaskowate, by nie rzec... A trudno, rzeknę: kwaśne. I to od odkapslowania. Wtedy już mój nos zwiastował jakieś dziwne historyje. Łyk po łyku utwierdzał nos w słuszności. Sam nie wiem, co tu myśleć.. Może drugie podejście potrzebne jest, nie chce mi się o niepijalności tego piwa pisać. A szkoda, bo i kolor ładny, i piana solidna, długotrwała. I styl oryginalny.

Zasłyszane:
Niania śpiewa Kubie piosenkę o krasnoludkach. Trzech. A jeden z nich miał żonę.
- Gdzie? Gdzie? - dopytuje Kuba :D
Po odśpiewaniu dłuższego fragmentu, niania już mówi:
- Widzisz, Kuba? Nie żeń się.
- Nie? Nie? Dobzie!!!




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz