czwartek, 14 sierpnia 2014

..w trójnasób

No dobra. W sumie - to przez długi czas swego życia - piwa nie piłem. Z różnych powodów. Trzeźwościowych: w sumie słabo to nagłośniane było, jak służby za komuny walczyły np. z Krucjatą Wyzwolenia Człowieka. Ruch trzeźwościowy, abstynencki niebezpiecznym przeciwnikiem był.. W końcu - rozpijanie długą tradycję miało. A wiadomo, że łatwiej wtedy dzielić i rządzić. Inny powód: próba zakolegowania ze straight edge. No słabo to wyszło, ale zawsze można rzec, że człowiek próbował ;) A któryś z panów z Agnostic Front też kiedyś powiedział, że jest sXe, ale nie radykalnym, piwko czasem wypije. Faktem jednak jest, że gdy już ten alkohol się pojawił, to głównym spożywanym płynem był.. gin z tonikiem :D Dłuuugi czas. Piwo - to czasy bardziej studenckie. No i wódka. I w końcu wciąż trwający uraz do tejże, gdy w trakcie pięknej akademikowej imprezy - apetycznie schłodzona butelka czystej została zabarwiona jakimś zielskiem (nie, nie tym). Zabawa trwała, to chyba wtedy udawałem, że okulary w kiblu zgubiłem, Shandy jako pierwszy rzucił się, by ich poszukać.. A rano. Zgon. Długotrwały zgon. Parę dni na wodzie, z tego co pamiętam. A z Shandym - butelkę czystej we dwóch piliśmy kiedyś i zero problemów. Tak jak z winem, spożytym z kolei wczesnym rankiem. Skowronkowo było później, ale do dzisiaj.. Hm, zazdroszczę, gdy ktoś TE wszystkie aromaty, smaki i niuanse w winie wyczuwa - których ja za cholerę nie czuję. Bratnia impreza, na wsi u znajomych, gdzie było musujące, wóda, koniaki.. I nic. Bo jedzenie łagodziło stres.. W sumie jednak - pozostało piwo. Byle nie porter. Hm, piwo, które - trzeba się przyznać - piłem jako dziecko. 4? 5? letnie..? Na dwa sposoby. To znaczy: albo z solą.. Albo z cukrem. Te z solą to dlatego, że pięknie szumiało. Co prawda kolejny ruch szklaneczką z piwem wykonywany był nad zlewem, bo trudno to było wypić. Chociaż posolone piwo - gardła nie przeziębi (urban legend..??). Sposób drugi: łyżka, a nawet dwie, cukru. No. To miało smaczek... ;)
Dlaczego teraz? Bo przy tej butelce dokładnie mi się to przypomniało. Tak, spoko, jest fajny, pociągający aromat. Świetnie cytrusowy.. Zresztą, skoro w składzie jest i skórka pomarańczy, i kolendra.. Ładny, głęboki kolor. Piana. Jest pierwsze, miłe wrażenie. Świeżości, lekkiej goryczki.. I raptem! bach. Na języku zostaje... Słodycz! Dużo słodyczy. Tak jak w tej szklance z dzieciństwa, gdzie nierozpuszczone kryształki cukru - zalegały na dnie. Niby fajnie, ale jednak.. Męczące.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz