czwartek, 30 kwietnia 2015

..prometejskie pytania

Jakiś niedookreślony stosunek mam do tego browaru. Z jednej strony jest i oryginalnie, i ciekawie. A z drugiej - ciągle czegoś brakuje. Ten wypust też gdzieś tak pośrodku bym ustawił. Jest dobrze i ciekawie, ale to jeszcze nie to. Piwo dość jasne, choć wpadające w bursztynowy odcień. Piana raczej słaba, tworzy się na centymetr mniej więcej, dość szybko znika. Aromat wyraźnie słodowy, trochę karmelu, lekka nuta owoców. Niestety, ten słód, by nie rzec, że również karmel - w smaku pozostaje równie wyraźny. Aż się chce za goryczką rozejrzeć, ale jest słabo, cieniutko.. Nie wiem, może skoro i extra, i special - to człowiek nastawiał się na jakąś potężną gorycz, tu jednak.. Hm, ale też całość w sumie ratuje specyficzny, lekko tytoniowy posmak. Jest nieźle, ale to jeszcze nie to.

Czasem pada hasło: `poeta dobry, ale nie zaczytany`.. Cóż wtedy - pora na refleksję.

"Pora na konkrety jakieś..? Tylko jakie.. Pewnych twórców nie mogę pominąć, ale czy oni są i dobrzy literacko, i na tyle poukrywani gdzieś na półkach? Rozmawialiśmy już chyba o Świetlickim kiedyś. A jednocześnie: jak znów nie wymienić tego nazwiska, skoro wśród studentów polonistyki – znają go tylko jednostki? I tak jest co roku.. Co, kogo oni czytają? Nie potrafię tego pojąć. Skoro jednak o studiach.. Wspomnę o trzech panach (w tym miejscu widzę, że będzie to jednopłciowy wybór pisarzy; cóż, żadna z poetek do głowy mi nie przychodzi, akurat teraz). Ale to wspomnienie jedynie, bo wcale nie polecam ich już, na dziś..  Ot, na przykład taki chłopak, co to w baroku swoje rytmy klecił – Mikołaj Sęp Szarzyński. No niezwykłe te jego sonety są. Burzą spokój, mamią niezrozumiałą treścią. Ale gdzieś – gdzie? – jakiś ślad, jakieś tchnienie pozostaje.. Choć słowa, eheu, jak obrotne obłoki pędzą..

Kolejni dwaj, do których teraz nie sięgaj – to Jarosław Marek Rymkiewicz.. No cóż, teraz to skojarzyć go najłatwiej z jego wyborami. Politycznymi. Można rzec, że jest poetą znienawidzonym, bo.. hmm, pisowskim. Poniekąd. Ale jego cała twórczość, gdzie masz i makabreski, i erotyki, i pejzaże, melancholię, rozstanie, zachód słońca, czarne obłoki, ptaki, wieczory – to jest poezja. Bez dwóch zdań (swoją drogą – w swojej kolekcji mam prawie wyłącznie jego książki prozatorskie.. Ale to jak on pisze o Mickiewiczu, Słowackim, Fredrze.. Niesamowite). Trzeci – trzeba rzec: `oczywiście!` Zbigniew Herbert. Klasycyzm, ironia, zagadka, ironia, etyka, ironia. Czyli te nazwiska – do pamiętnika. Na teraz – to zupełnie inni poeci..

Z premedytacją, bo zawsze on był tym czwartym, znaczy: pomijanym, niedocenionym.. Więc pisałem o trzech nazwiskach, ale – znów – oczywiste jest, że musi pojawić się Cyprian Norwid. Na tyle jest osobny, inny, indywidualny, że nic o nim pisać nie można. I nie trzeba.

Ale ci, dalsi, to przecież też klasyka już i mus czytać, znać, cytatami się przerzucać. Taki Andrzej Bursa, młody, piękny, zbuntowany, nieżyjący. A Rafał Wojaczek, taki sam, tylko bardziej? Ok, nihil novi, idziemy dalej.

Tu się rozpocznie pewien dramat. Bo – jak dla mnie –  `poezja` znaczy: oszczędność słowa, minimum formy. Im mniej słów – tym o wiele lepiej. Jeśli wiersz, to coś jak haiku. A jeśli jak haiku, to Dariusz Brzóska Brzóskiewicz. Którego na fejsbuku można znaleźć, i który dwa miesiące temu wpisał mi do książki dedykację „Rafałowi z gimnazjum”. Dzięki, stary.. Jednak, to ostrzeżenie, z twórczością Brzóski jest tego typu problem, że.. Śmieszna jest po prostu. Absurd w pełnej krasie, z mocą uderzający. Nie można tych jego wycinków poetyckich, perełek farsy czytać z uczuciem, dumać, trawić. Chociaż.. są wyjątki.

Drugą cechą dramatu jest to, że większość poetów, których teraz wymienię: albo zaczynała w bRULIONIE, albo jakoś spokrewniona z tym pismem jest, albo epigonem BL się stała. Większość z nich opisać można jednym słowem: prowokacja. A z drugiej strony.. Czy poeta nie ma prawa zachwycić się czymś tak zwyczajnym, że w poezji nigdy nie powinno się znaleźć? Czy poeta musi zapomnieć o szarym chodniku, fizjologii, prognozie pogody i krakowskiej suchej na śniadanie..?

Krzysztof Jaworski
Darek Foks
Bohdan Zadura
Marcin Baran
Miłosz Biedrzycki
Marcin Sendecki
Wojciech Retz
i jeszcze deko starszy: Adam Zagajewski
i może jednak ze dwie panie, warte zmierzenia się z ich słowami: Katarzyna Zdanowicz-Cyganiak i Marta Podgórska

Przyznam się też, że za pełnoprawnych poetów uważam parę osób, piszących teksty dla zespołów. Tylko mała uwaga.. Dezerter ma bardzo dobre teksty. Ale jak dla mnie – to są właśnie: teksty. Nie poezja. Niekoniecznie doraźna publicystyka, ale jednak coś, co traci bardzo dużo ze swej mocy, gdy oddzielnie, nie jako część piosenki, próbujemy to poznać.. Ale już słowa np. Ex-Perta dla Inkwizycji – o, to już jest poezja. Szczególnie te słowa, które na pierwszej płycie zostały utrwalone. „Hemofilia”, „Zimno”, „Arbeit”.. Zresztą, co ja piszę, przyrzekałem sobie, że żadnego tytułu tu nie wymienię.
Aha, Grzegorz Kaźmierczak jeszcze.."




wtorek, 28 kwietnia 2015

..szklane horrory

Już samo przeczytanie etykietki może spowodować wahanie w stylu: otwierać czy nie otwierać.. A jeszcze w necie doczytałem - cóż to za styl sahti ..i jeszcze groźniej się zrobiło. Ok, klamka zapadła, otwieracz w ręku. I same pozytywne /albo dziwne z lekka/ wrażenia. Dziwne - bo sam wygląd jest właśnie taki. Piwo jest poniekąd czarne /tzn. wpada w brunatny odcień, nie jest to czysta czerń/. Jest na pewno nieprzezroczyste, a powoli lane z butelki sprawia wrażenie.. Hm, bardzo gęstego! Czyli bogata treść być musi. Przyznam, że lekko bałem się jałowca. W sumie wyszło: że niby on ci jest, ale nie jest wcale taki wyraźny. Raczej delikatny posmak, pozapach.. Piana nie jest obfita, ale raczej trwała. Pozostawała na szkle do końca. Aromaty - to poza leciutkim jałowcem - tak jakby kawa zbożowa, trochę bananów, słód, trochę alkoholu. Smak bardzo treściwy, pełny, od słodów łamanych bananem, po /he, he, znów/ jałowiec, jakąś ziemistość, drzewa iglaste. Trochę kawy; podbija ona niezbyt wysoką goryczkę. W ustach pozostaje też to uczucie treściwości, powiedzmy: cienka zupa niż zwykła woda. Bardzo fajne, ciekawe doświadczenie. Na próbę miałem 1,5 butelki, z chęcią próbowałbym ze dwa razy więcej.

Muzyka pod płyny...

https://www.youtube.com/watch?v=OMJ4gr4fcek





wtorek, 21 kwietnia 2015

..czyje to wina

Żaden ze mnie znawca czy smakosz tego typu piw. Więc trudno mi tu rzec cokolwiek - na zasadzie: `oo, piłem lepsze` czy `bardzo dobre w swoim stylu`.. Więc, co mi się tam skojarzyło po prostu ;) Kolor: skomplikowany rzekłbym. Trochę tu bursztynu, złota, z lekka pomarańczowy odcień, miedziany. Wrażenie ładne. Piana - ładna i trwała, duże bąbelki, małe bąbelki, co kto chce.. Aromat - sporo składników po trochu, słody, nuta alkoholu, na pewno daleki tropikalny wątek się pojawia, ale też tak słodko - miodowo? likierowo? W smaku też sporo się dzieje. Są nuty ziołowe, tropikalne, trochę słodyczy, no i alkoholowe nuty - dodatkowo rozgrzewające przełyk. Pojawia się też goryczka, łagodzona leciutko karmelowym słodem, nutą mango. No nie wiem, na pewno nie jest to taki cios jak Quattro, ale.. ale.. Zdecydowanie warto było.




piątek, 17 kwietnia 2015

..wiśniowe siostry z sadu

Udało mi się bardzo szybko nabyć to piwo, gdyż byłem akurat w sklepie przy dostawie towaru. Ale później jednak z lekka nieufnie na butelkę patrzyłem. A jeszcze później - odstawiłem, z lekka zapomniałem.. Gdy w końcu podszedłem z otwieraczem - to znów zapomniałem.. Nie o piwie, o odpowiednim schłodzeniu! I się stało. Fontanna walnęła po pokoju, szczęście, że np. kciuka do butelki pchać nie próbowałem. Wystarczyła metoda usta-szyjka. Oj, skrzywiło mnie, aż zęby zgrzytnęły! :) W każdym razie - po bardzo nerwowym początku, nastąpiła spokojna konsumpcja. No nie powiem, bardzo ciekawie, ale na zasadzie: kochaj albo wypluj. A ja poszedłem trzecią drogą, zaakceptowałem dziwactwo ;) Fajny, dość głęboki odcień czerwieni. Piana.. taa, wysoka, wyższa i najwyższa. Trzeba przyznać, że również trwała. Aromatycznie również było, przede wszystkim wiśnia, ale też z lekka inne owoce, czerwone i kwaśne.. porzeczki? Trochę drożdży, a - może przez skojarzenie z wybuchem na początku - też szampańsko.. Smak - wyraźnie wiśniowy; wyraźnie kwaśny; wyraźnie inny. Chmielu prawie nic nie czuć, wszystko jednak owocowa kwaśność i aromat przykrywa. Ważne, że do tego kwasu można się dość szybko przyzwyczaić, z każdym łykiem robi się fajniej. Nie jest to - tak oficjalnie stwierdzono - kriek, no i spoko, na pewno jest to coś oryginalnego.






piątek, 10 kwietnia 2015

..miłość ci obsobaczy

O, kolejne zderzenie z pewnym, z pewnych względów, kultowym browarem. Chociaż - gdy zobaczyłem, że te panki do Chin też pchają swoje warki.. To jakoś tak.. No nie teges. I powiem szczerze, że te `nieteges` pozostało na dłużej. Tyle, że to raczej norma, przy za wysokich wymaganiach. Piwo, co to pewnie wiele browarów zmiotłoby z półki, a jednak - no prawdziwego kopa się oczekiwało. Tym bardziej, gdy jakieś plotki były o ...150 IBU! No sorry, ale tyle to serio nie wyczułem. Ok, solidna, bardzo trwałą piana. Na długo. Piwo klarowne, dość ciemnej, herbacianej barwy. Nuty zapachowe - to raczej owoce, ale takie.. Hm, z karmelem wymieszane? Jakaś nuta wiśniowa? Za to wszelkie cytrusy, egzotyka - schowane głębiej. Równie głęboko schowany jest alkohol, co przy 9,2% daje duży plus temu trunkowi. W smaku, oczywista - jest gorycz /ale panie, 150 IBU? Daj pan spokój../, są te owoce, lekki karmel, jest wyraźniejszy grapefruit czy też trochę sosnowatości. Fajne, smaczne, gatunkowe piwo. Ale się więcej chciało!

Nie wiem, jakim to trafem - historia mi się pewna przypomniała.. Który to rok mógłby być.. Koleżanka już w be-stoku mieszkała, Esmen w Mościskach, a ja i Dżejmen - w em-owie wciąż.. Więc? Nie mogę skojarzyć. W każdym razie - razem z Dż. do Es. rowerami uderzyliśmy. Zwykła rzecz, bo to i wakacje, i my zawsze na dwóch kółkach. W bramce spotkaliśmy Koleżankę i Es. Lekki zaskok, kopara na ziemi. Znaczy u mnie tylko. Przyjechała rower pożyczyć. Na nim akurat do be-stoku wracała. No to parę zdań i koniec wizji. We trzech weszliśmy do domu, jakieś napoje, chichoty i chooyowate gadki. Jak to koleżki. Po 15-20? minutach, powiedziałem, że wychodzę na moment. Oczywiście - wsiadłem na rower i pojechałem. Bo jak to, Koleżanka sama do be-stoku będzie jechać? Kurde, parę momentów zwątpienia miałem, dopiero w okolicy Zabłudowa dogoniłem ją. Rozmowa się kiepsko kleiła, duży ruch, obok trudno jechać, a za - trudno rozmawiać.. No ale najważniejsza była obecność. Dojechaliśmy wspólnie do obecnego ronda przy Miłosza, później każdy w swoją drogę. Z powrotu to raczej nic nie pamiętam. Może dlatego, że tak wkurwionych Esa i Dżeja - nigdy już nie zobaczyłem :) Siedzieli ponad godzinę, w kółko spekulując, gdzie mnie wcięło. Myśl, że pojechałem odprowadzić Koleżankę podobno też padła, jako żart, na samym początku tej godziny.. I tyle.