piątek, 10 kwietnia 2015

..miłość ci obsobaczy

O, kolejne zderzenie z pewnym, z pewnych względów, kultowym browarem. Chociaż - gdy zobaczyłem, że te panki do Chin też pchają swoje warki.. To jakoś tak.. No nie teges. I powiem szczerze, że te `nieteges` pozostało na dłużej. Tyle, że to raczej norma, przy za wysokich wymaganiach. Piwo, co to pewnie wiele browarów zmiotłoby z półki, a jednak - no prawdziwego kopa się oczekiwało. Tym bardziej, gdy jakieś plotki były o ...150 IBU! No sorry, ale tyle to serio nie wyczułem. Ok, solidna, bardzo trwałą piana. Na długo. Piwo klarowne, dość ciemnej, herbacianej barwy. Nuty zapachowe - to raczej owoce, ale takie.. Hm, z karmelem wymieszane? Jakaś nuta wiśniowa? Za to wszelkie cytrusy, egzotyka - schowane głębiej. Równie głęboko schowany jest alkohol, co przy 9,2% daje duży plus temu trunkowi. W smaku, oczywista - jest gorycz /ale panie, 150 IBU? Daj pan spokój../, są te owoce, lekki karmel, jest wyraźniejszy grapefruit czy też trochę sosnowatości. Fajne, smaczne, gatunkowe piwo. Ale się więcej chciało!

Nie wiem, jakim to trafem - historia mi się pewna przypomniała.. Który to rok mógłby być.. Koleżanka już w be-stoku mieszkała, Esmen w Mościskach, a ja i Dżejmen - w em-owie wciąż.. Więc? Nie mogę skojarzyć. W każdym razie - razem z Dż. do Es. rowerami uderzyliśmy. Zwykła rzecz, bo to i wakacje, i my zawsze na dwóch kółkach. W bramce spotkaliśmy Koleżankę i Es. Lekki zaskok, kopara na ziemi. Znaczy u mnie tylko. Przyjechała rower pożyczyć. Na nim akurat do be-stoku wracała. No to parę zdań i koniec wizji. We trzech weszliśmy do domu, jakieś napoje, chichoty i chooyowate gadki. Jak to koleżki. Po 15-20? minutach, powiedziałem, że wychodzę na moment. Oczywiście - wsiadłem na rower i pojechałem. Bo jak to, Koleżanka sama do be-stoku będzie jechać? Kurde, parę momentów zwątpienia miałem, dopiero w okolicy Zabłudowa dogoniłem ją. Rozmowa się kiepsko kleiła, duży ruch, obok trudno jechać, a za - trudno rozmawiać.. No ale najważniejsza była obecność. Dojechaliśmy wspólnie do obecnego ronda przy Miłosza, później każdy w swoją drogę. Z powrotu to raczej nic nie pamiętam. Może dlatego, że tak wkurwionych Esa i Dżeja - nigdy już nie zobaczyłem :) Siedzieli ponad godzinę, w kółko spekulując, gdzie mnie wcięło. Myśl, że pojechałem odprowadzić Koleżankę podobno też padła, jako żart, na samym początku tej godziny.. I tyle.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz