Taka sytuacja.. Zastanawiam się nad największym plusem tego piwa, co sugerowałoby, że.. No, że same minusy są. Aż tak to nie, ale faktem jest, że przykre zdziwienie - goniło kolejne przykre. Sama etykietka rozłożyła mnie. Jednak dopiero w domu. Bo przy zakupie (w białej, tuż po rozmowie z Sobolami, stary też kupił butelkę..) wydawało mi się, że bardzo fajna grafika ją zdobi. Ok, kwestia gustu ;) Tyle że podobnie będzie z całą resztą. Piana wydała mi się słaba i marna. Kolor - no, złocisty, bursztynowy - ok, całkiem, całkiem.. Aromaty w sumie też raczej z amerykańskich, coś cytrusowego wyczuć się dało.. Pozostał więc - smak. I właśnie tu jest największy zaskok. Jest goryczka, jest jakiś ślad cytrusów, ale wszystko to przesłania, dość totalnie rzekłbym.. Przesłania.. Pomarańcza. Ale nie, nie jako owoc. To jest pomarańcza rodem z lizaków? landrynek? Dość szokujące, rzekłbym, zestawienie. Bardzo dziwne wrażenia. Chyba grzecznie podziękuję.
Dwa dni na szkoleniach z usus est optimus.. Plusy - wiadomo, żarcie i picie. Ciasto bardzo przyjemne, od sernika po jakieś babeczki z bitą śmietaną. Kawa - do bólu. Smaczny obiad. Raczej suchemu plastrowi schabu towarzyszyła kapusta; na drugi dzień - gołąbki (też z surówką, tym razem marchew z chrzanem). No i wiedza, wiedza.. Jako jedyny facet w grupie - naprawdę z podziwem obserwowałem panie, które tak na poważnie, z zapałem różne ankiety wypełniały. Ba, część wykładów chyba ma szansę zmienić ich życie, a co najmniej prowadzone lekcje.. Te panie były też autorkami odpowiedzi: `- Co jest potrzebne, by powstało miasto? - Yyy... Yyyyy.. Ludzie!?` czy też bon motów: `- Drohiczyn.. Drohiczyn.. To coś wspólnego z Schulzem??`. A na drugi dzień, pani, która nie była jeszcze (uff) rozśpiewana - rzuciła dość ciekawą uwagę, aż Renku ją przekazałem: `- Otóż, takie przejście ze skali macierzystej na falset - miało szokować publiczność!`. No ale - weź się naucz.. Tak szokować..
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz