Z 2002 roku bodajże, małe info o wrażeniach z wysp.. A raczej Wyspy :)
powoli jakos dochodzimy. chociaz zmula jednak pare dni trwala. ciekawy byl ten lot samolotem, nie da sie ukryc. jeszcze przed ladowaniem w luton jakies manewry byly - na lewe skrzydlo, na prawe.. ostro. sam londyn lekko zaskakujacy. z jednej strony - dosc brudny /szczegolnie dzielnica rozpusty soho, bylismy tam ok. 10 rano, nie mysle jak wyglada o 10 ale wieczorem../, zatloczony, pijacy na ulicach a nie w pubie, a z drugiej - ludzie na ulicach, w muzeach sympatyczni, usmiechnieci, zyczliwi.. z zasady przez ulice bez swiatel sie przechodzi, ale trabienie rzadko slychac. metro zatloczone, brudne a jednoczesnie tak oznakowane, ze nie sposob sie zgubic. muzea darmowe, w wiekszosci z nich mozna tez fotografowac. wiec wiekszosc czasu spedzilismy w national gallery, british museum, victoria & albert museum, natural history museum... Szymon juz chichotal, bo pokazywalismy mu zdjecia dinozaurow, ktore `wykluly sie` z jajek :) ceny znosne, w sumie porownywalne do tych u nas. kapitalne latte mozna wypic. ha, w jakims supermarkecie jednak sie okazalo, ze `ekskluzywne` nescafe jednak sa dwa razy tansze niz u nas. oczywiscie jakies 2-3 guinnesy, te beczkowe, jak wrocisz to sie znajda. mi osobiscie najbardziej smakowal cider. lekko gazowane, orzezwiajace piwo z jablek. naprawde super. w pubie tylko jednym bylismy i na jednym piwie bitter. najwiecej maja typow ale. i w sumie nic wiecej nie kupowalismy. ani z ubran, ani z alkoholi.. no, pare przypraw w stylu: masala, tikka, thai nuddle. mocna rzecz :) Kasia lekko sie bala tych zakupow, tzn. ze kasy nam zabraknie. tym bardziej, ze np. ostatniego dnia uslyszelismy od znajomych, ze jedziemy przed lotniskiem na zwiedzanie miasta, pozniej lunch.. okazalo sie, ze to byl typowy londynski lunch - na trawie, z wlasnymi kanapkami. wiec sporo funtow zostalo, na przyszlosc :)
To było też chyba pierwsze spotkanie z ale, w pubie.. Robert musiał być nieźle skonfundowany, słysząc moje uwagi /pod nosem, na szczęście/ o wygazowaniu czy temperaturze napoju... :D
..errata: z lenistwa nie poprawiałem znaków diakrytycznych, jednak pewna uwaga jest potrzebna: Londek jest pełen nie pijaków na ulicach, ale pijących ;)
OdpowiedzUsuń