piątek, 7 lutego 2014

kawałki kory

Bardzo ciekawe piwo. Pełne w aromacie i smaku, jednocześnie lekkie, cytrusowe. Owoce i chmielowa gorzkawość jakoś się fajnie równoważą, czy może - dopełniają. Przyjemny smak, lekki powiew orzeźwienia.

Z 2002 roku bodajże, małe info o wrażeniach z wysp.. A raczej Wyspy :)

powoli jakos dochodzimy. chociaz zmula jednak pare dni trwala. ciekawy byl
ten lot samolotem, nie da sie ukryc. jeszcze przed ladowaniem w luton
jakies manewry byly - na lewe skrzydlo, na prawe.. ostro.
sam londyn lekko zaskakujacy. z jednej strony - dosc brudny /szczegolnie
dzielnica rozpusty soho, bylismy tam ok. 10 rano, nie mysle jak wyglada o
10 ale wieczorem../, zatloczony, pijacy na ulicach a nie w pubie, a z
drugiej - ludzie na ulicach, w muzeach sympatyczni, usmiechnieci,
zyczliwi.. z zasady przez ulice bez swiatel sie przechodzi, ale trabienie
rzadko slychac. metro zatloczone, brudne a jednoczesnie tak oznakowane, ze
nie sposob sie zgubic. 
muzea darmowe, w wiekszosci z nich mozna tez fotografowac. wiec wiekszosc
czasu spedzilismy w national gallery, british museum, victoria & albert
museum, natural history museum... Szymon juz chichotal, bo pokazywalismy mu
zdjecia dinozaurow, ktore `wykluly sie` z jajek :)
ceny znosne, w sumie porownywalne do tych u nas. kapitalne latte mozna
wypic. ha, w jakims supermarkecie jednak sie okazalo, ze `ekskluzywne`
nescafe jednak sa dwa razy tansze niz u nas.
oczywiscie jakies 2-3 guinnesy, te beczkowe, jak wrocisz to sie znajda. mi
osobiscie najbardziej smakowal cider. lekko gazowane, orzezwiajace piwo z
jablek. naprawde super. w pubie tylko jednym bylismy i na jednym piwie
bitter. najwiecej maja typow ale.
i w sumie nic wiecej nie kupowalismy. ani z ubran, ani z alkoholi.. no,
pare przypraw w stylu: masala, tikka, thai nuddle. mocna rzecz :) Kasia
lekko sie bala tych zakupow, tzn. ze kasy nam zabraknie. tym bardziej, ze
np. ostatniego dnia uslyszelismy od znajomych, ze jedziemy przed lotniskiem
na zwiedzanie miasta, pozniej lunch.. okazalo sie, ze to byl typowy
londynski lunch - na trawie, z wlasnymi kanapkami. wiec sporo funtow
zostalo, na przyszlosc :)

To było też chyba pierwsze spotkanie z ale, w pubie.. Robert musiał być nieźle skonfundowany, słysząc moje uwagi /pod nosem, na szczęście/ o wygazowaniu czy temperaturze napoju... :D






1 komentarz:

  1. ..errata: z lenistwa nie poprawiałem znaków diakrytycznych, jednak pewna uwaga jest potrzebna: Londek jest pełen nie pijaków na ulicach, ale pijących ;)

    OdpowiedzUsuń