sobota, 20 grudnia 2014

..kraja się serce

Należy przyznać, że akurat ten wypust Krajański - jak najbardziej w gusta może trafić. No ok, trochę przesadziłem. Ale jest to po prostu solidne, średnio-dobre piwo, z hasłem: Można kupić jeszcze raz. Po przelaniu - faktycznie lekko mętne, chociaż bardziej na zasadzie lekkiej mgiełki, a nie mętnego, zmulonego płynu. Piana raczej z tych nietrwałych, szybko znika. Aromat bardziej słodowy, ale jednak jakaś chmielowa nuta też nozdrza atakuje. Smak łagodny, wszystko po lekko: słodowość, kwaskowość, alkoholowość. Nie jest źle!

Hm, pierwszy Krajan, którego zakup nawet bym powtórzył, a tu taki fragment prozy mnie się przypomniał.. To już raczej pożegnanie z banalizmem. I z pisaniem w ogóle, na -nastu linijkach przygoda się skończyła.

`Dżej widział lśnienie słońca na chmurach. Wszystko zaczynało się zlewać w różową pożogę, mgłę, kontury się zacierały, a on bezradnie rozglądał się wokół. Nagły podskok. Dżej aż syknął, gdyż uderzył czołem w sam środek autobusowej szyby. Mhm, pora wstać, zgarnąć plecak z siedzenia obok i przesunąć się ku wyjściu. Ale wszystko na spokojnie, był w autobusie sam, jedynie zgarbiony nad kierownicą kierowca rzucał mu od czasu do czasu podejrzliwe spojrzenia. Jak zawsze - na koniec tygodnia trafiał do swej rodzinnej miejscowości. Tym razem czuł się jakoś tak wyjątkowo. Czyżby dlatego, że jeszcze nigdy nie pojawił się tam skoro świt? Przebiegł przez puste o tej porze ulice. Gdzieś, za nim już, za parkanem rozszczekał się pies. No, szkoła, ulica, blok. I.. Zamknięte. Ech, dziwny zwyczaj, ciągnący się od niedzieli stanu wojennego. Ale wcale nie dlatego, że zamykane od wewnątrz drzwi na klatkę schodową broniły przed wjazdem ZOMO. Tamtej nocy okradziono piwnice, zniknęły pieczołowicie gromadzone przez długie miesiące konserwy ze smalcem i rybą, butelki wódki.. No, dużo rzeczy zmieniło właściciela. Słońce na niebie, wcale nie grzeje, majowy chłodny poranek. Trudno, Dżej bombarduje okno na pierwszym piętrze kamyczkami żwiru. W końcu słychać ruch, zaspany ojciec przekręcił zamek, zanim Dżej się z nim przywitał - zniknął mu na półpiętrze. Dopiero w otwartych drzwiach mieszkania ojciec odwrócił się, zmierzył Dżeja zdziwionym spojrzeniem, w końcu ledwie wykrztusił: - Dziecko, coś ty z siebie zrobił? Stojąca za nim matka zwymiotowała.`




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz